Pamiętam o Nich w Dzień Dziecka

Anna Holchauzer, z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem mieszkała w jednym z bogatszych gospodarstw w Sławentynie (powiat podhajecki, województwo tarnopolskie). W domu niczego nie brakowało, mąż Anny był młynarzem. Dzisiaj w Sławentynie nie ma śladu ani świetności wioski ani bytności tam Polaków. We wsi Sławentyn i innych wioskach, nacjonaliści ukraińscy, „zwykli sąsiedzi, znajomi, koleżanki i koledzy z ławy szkolnej, którzy przez wiele lat żyli w zgodzie i przyjaźni z Polakami, wspólnie bawiąc się i pracując”, dokonali pierwszych masowych mordów na polskiej ludności cywilnej w myśl dyrektywy OUN z 1929r.

”A ja tulę moje dzieciątko, córeczkę, na ręku. Mąż mój z Bolkiem uciekł przez okno do takiego mostu okrągławego, cementowanego. Tam do środka włożył Bolka. Rosła tam pokrzywa i Bolek ukrył się w niej. Ukraińcy zobaczyli wyczołgującego się męża, wyciągnęli i zabili. „A Bolek cichuteńko siedział w tych pokrzywach i patrzył…” Tymczasem w domu Ukrainiec wbił widły w plecy Anny, która próbowała pomóc matce. „Nic nie czułam. Jak dachówka zaczęła strzelać, bo się paliła, to ja się przebudziłam. Włosy miałam poszarpane, cała we krwi. Przedtem byłam ubrana a obudziłam się w samej tylko koszuli. I ja próbuję się podnieść, ale nie mogę. Cała we krwi i błocie. I męczę się, ale coś mi mówiło cały czas „wstań, wstań”. To dzieciątko, moja córeczka, wstała, ona już …oczy miała wybite. I w ogóle tak pokaleczone dzieciątko. Ona biedactwo, za te rany się trzymała”. Pani Anna i jej synek Bolek przeżyli ludobójstwo dokonane na ich rodzinie i sąsiadach, „rąbali ich jak kury na klocach”. Przeżyć do czasu wywózki pomógł im 12-letni brat Pani Anny, Bronek, i dobrzy, ukraińscy sąsiedzi.

Po tej straszliwej traumie, sowieci, twórcy inaczej nazywanej, zbrodniczej ideologii, wsadzili Panią Annę z Bolkiem do wagonu i wywieźli na daleką Syberię. Mróz w wagonie był taki, że włosy Pani Anny przymarzły do ściany, musiała je wyrywać, nie było noża ani nożyczek. „Boże, co my przeżyliśmy i to dziecko moje. A w tym wagonie takie małe dziecko, Kazio, umierało, 9 miesięcy miało i umarło…Rusek wziął za nogi i w śnieg. Ty wiesz, jaki to był widok…?!Kota by człowiek tak nie rzucił”.
Marian Jonkajtis miał 8 lat, gdy wywieziono go do Kazachstanu, przeżył gehennę setek tysięcy dzieci, które budzone w nocy, w ciągu kilku minut musiały opuścić ciepły dom rodzinny i ukochane i znane okolice, by w warunkach pozwalających przetrwać najsilniejszym, jechać w nieznane i potem tam żyć. I nigdy już nie wrócić do rodzinnych stron. Dla dzieci skończyło się dzieciństwo, po powrocie do Polski, Marian Jonkajtis napisał w wierszu ”Ścieżki dzieciństwa”:

„Czas dziecięcej idylii

Gier i psot bałamutnych

Czwartym Rozbiorem Polski

Przerwał wrzesień okrutny”.

I jeszcze jeden wiersz dla dziecka, napisany przez anonimowego autora w czasie strajku załóg Gdańska i Gdyni w 1980 roku.

„Piosenka dla córki”

Nie mam teraz czasu dla Ciebie

Nie widziała Cię długo matka

Jeszcze trochę poczekaj, dorośnij

Opowiemy Ci o tych wypadkach.

O tych dniach pełnych nadziei

Pełnych rozmów i sporów gorących

O tych nocach kiepsko przespanych

Naszych sercach mocno bijących.

O tych ludziach, którzy poczuli

Że są wreszcie teraz u siebie

Solidarnie walczą o dzisiaj

I o przyszłość także dla Ciebie.

Więc się nie smuć i czekaj cierpliwie

Aż powrócisz w nasze objęcia

W naszym domu, który nie istniał

Bo w nim brak było…prawdziwego szczęścia”.

Dbajmy o prawdziwe szczęście dzieci w XXI wieku, dopominajmy się o jawne potępienie zbrodni ludobójstwa dokonanej na polskich dzieciach przez nacjonalistów ukraińskich i sowieckich i rodzimych komunistów. Brak reakcji oznacza przyzwolenie na kolejne, barbarzyńskie działania „nowocześnie myślących” i jest oznaką słabości (bezmyślności?) wybranych przez nas przedstawicieli do demokratycznego rządu. A dzieci, które przeżyły nie tylko tęsknotę za rodzinnymi krajobrazami z dzieciństwa ale przede wszystkim straszliwą traumę, jaką zgotowali im barbarzyńcy XX wieku wciąż są wśród nas. Wśród nas są również ich oprawcy.

24 kwietnia 1915 r. rząd turecki rozpoczął akcję zagłady Ormian. Było to pierwsze ludobójstwo XX wieku, w czasie którego w barbarzyński sposób zgładzono 1,5 miliona osób z dwumilionowej społeczności ormiańskiej w imperium ottomańskim. Parlament Europejski w 1987 roku przyjął rezolucję, w której stwierdził, że masakra Ormian w 1915 roku była zorganizowanym ludobójstwem, tymczasem Turcja nie zgadza się na zastosowanie tego terminu.

Podobnie jest z ludobójstwem dokonanym na ludności polskiej, nie dajmy się nabierać na propagowany relatywizm w nazywaniu rzeczy po imieniu. Hitler, twórca nazizmu chętnie demonstrował dobrotliwy stosunek do dzieci swych współpracowników, na szczęście diaspora żydowska nie zapomina o dzieci z shoah. Co roku młodzi ludzie z diaspory odbywają wycieczki do byłych, niemieckich obozów koncentracyjnych by utrwalać pamięć o tragicznych zdarzeniach.

Bądźmy czujni, organizacje pro dziecięce walczą o prawa dzieci w krajach azjatyckich. Do Azji przybywają mężczyźni z bogatych, europejskich krajów by wykorzystywać seksualnie 10-letnich chłopców. Kilkunastoletnie dziewczynki porywane, więzione w niegodnych człowieka warunkach świadczą im usługi seksualne. Domagajmy się dla naszych dzieci właściwego wychowania i wykształcenia by nie stały się pariasami tego świata. I dbajmy o wychowanie muzyczne dla nich. Z wielką przyjemnością obejrzałam w Telewizji Trwam fragment relacji z fantastycznego koncertu, który odbył się w Rzeszowie w dniu Święta Bożego Ciała. Błonia rzeszowskie wyglądały niczym te z „Last Night of the Proms 2013”.
Bożena Ratter

Podobne artykuły