X

Dzień Nauczyciela

Jerzy Michotek

„Każdy ma takie miejsce na ziemi, jakiego już nie będzie. To miejsce, w którym mieliśmy.. naście lat, gdzie opętała nas pierwsza miłość, gdzie palił nam wargi pierwszy pocałunek, gdzie po raz pierwszy.. gdzie „jak nigdy potem.. ” gdzie uczyli nas profesorowie, których baliśmy się, ba!- nie bardzo lubiliśmy ich, podrwiwaliśmy z nich, puszczaliśmy im na lekcjach chrabąszcze z przyczepionymi papierkami umaczanymi w atramencie…(te ściany! te łysiny! Rany Boskie!), rozpylaliśmy proszek do kichania, umieszczaliśmy pod podium balonik z siarkowodorem…a po latach..?

Po latach jakże zaczął rosnąć nasz podziw dla tych „belfrów”, z czasem coraz lepiej rozumieliśmy, jakiego szacunku byli godni ci Franciszkowie z Asyżu..

Cóż to byli za profesorowie…!

Cóż to byli za ludzie…!

Chociaż historyk, Kurdybachowa tak mnie uczyła historii Polski, że dostałem 10 lat!”

A w książce „Hańba domowa”, za którą Jacek Trznadel otrzymał nagrodę Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarność” za rok 1986, w wywiadzie Marek Rymkiewicz wspomina Panią Jarząbek, “która uczyła matematyki, i pewnie za to nie była lubiana, ponieważ bardzo dobrze uczyła i bardzo była surowa. Pani Jarząbek opiekowała się też gabinetem polonistycznym. I pewnego dnia rozeszła się po szkole wieść, że Pani Jarząbek w tym swoim pokoju, gdzie się znajdował gabinet polonistyczny, gdzie odbywały się zebrania kółka, zdjęła wiszący tam portret Stalina. I na to miejsce powiesiła portret Mickiewicza. Pani Jarząbek zniknęła ze szkoły następnego dnia.”

14 października to dzień upamiętnienia powołania do życia Komisji Edukacji Narodowej, która powstała z inicjatywy polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dzień określany mianem Dnia Nauczyciela.

Czego życzyć uczniom i nauczycielom? Uczniom wiarygodności nauczycieli a nauczycielom rzetelności. I również mistrzyniom wywiadu, na których rzemiośle wzorują się młodzi twórcy.

W filmie Marka Widarskiego z 2011 roku, z muzyką wspaniałego, polskiego kompozytora, Michała Lorenca, przeżycia wojenne wspominają uczestnicy Powstania Warszawskiego. „Chowano ludzi wszędzie tam, gdzie ginęli, chowani byli w trumnach i bez trumien „-wspomina Tadeusz Filipkowski. Po wojnie, oddziały powstańcze rozpoczęły ekshumacje już na przełomie zimy i lata 1945 roku –wyjaśnia Pan Stanisław Krupa. ”Gnębiła nas myśl, że nasi przyjaciele, nasi koledzy, leżą po skwerkach, podwórkach, prawie, że na ulicach, a nie w godnych miejscach. Nie chcieliśmy żeby „Zośka” i „Rudy” leżał sam, lecz żeby leżeli koło niego jego koledzy, przyjaciele”. Ekshumacja zamordowanych przez Niemców powstańców trwała ponad rok. Żyjący zapewnili im godny pochówek na cmentarzach powązkowskich.

Cmentarz powązkowski jest nie tylko miejscem spoczynku pokoleń ludzi walczących o wolność, nie tylko miejscem spoczynku wielu luminarzy naszej kultury, nie tylko miejscem pamięci historycznej, ale i świadectwem dziejów i kultury naszego społeczeństwa – Tadeusz Filipkowski

Cmentarz jest dla mnie specjalnym miejscem, tam leżą moi bliscy i to sprzed wojny i z wojny. Leży tam chłopiec, który był moją sympatią a zginął w czasie powstania. Aż takich przyjaciół jak wtedy nie ma – wspomina inna uczestniczka powstania.

Lidia Lwow-Eberle , narzeczona legendarnego „Łupaszki”, skazana na dożywocie w procesie dowódcy, do dzisiaj nie wie, gdzie znajdują się szczątki jej ukochanego, rozstrzelanego przez UB. Jest symboliczna mogiła „Łupaszki” w Panteonie ale Pani Lidia nie ma do niej serca, bo wie , „że jest ona pusta”. I dodaje, że jest obojętna w stosunku do katów, którzy miejsce na cmentarzu znaleźli jak chociażby Bolesław Bierut, ich trzeba było gdzieś pochować.

Powstanie Warszawskie przeżyła również Pani Janina Kubica – lekarz w Michalinie, do którego przywożono rannych z powstania. Pani doktor przeprowadzała tam amputacje. Gdy po ciężkim dniu usiadła przed budynkiem zobaczyła swojego sanitariusza, który z prześcieradłem rąk i nóg szedł pochować te szczątki. Każdy szczątek osobno, bo jak wyjaśnił, po śmierci człowiek zmartwychwstaje i gdzie oni będą szukać rąk i nóg w takim tłoku, musi oddzielnie chować.

Myślę, że obie narratorki z filmu nadawałyby się doskonale do dwóch rozmów na temat życia i śmierci. I może po rozmowach, mistrzyni wywiadu nie zdobyłaby się na stwierdzenie, iż „Polacy lubią wykopki” i dlatego będą domagać się ekshumacji po katastrofie smoleńskiej, by odnaleźć ciała swoich bliskich. Nie musiałaby też zaspakajać swojej ciekawości zadając pytanie żonie ofiary katastrofy smoleńskiej, co zrobiłaby z cudzą ręką znalezioną w czasie ekshumacji w trumnie.

Czy to są nadchodzące „wyzwania stulecia„, upiory czasów stalinowskich wracające również na cmentarze? Bo przecież wtedy, gdy świeża jeszcze była rana po tragicznych dniach powstania warszawskiego a UB zatrzymywało uczestników powstania i organizowało pokazowe procesy, na których wydawano wyroki śmierci na bohaterów, na cmentarzu zaczęto chować komunistycznych prominentów jak zdrajcę Juliana Marchlewskiego, dla którego sprawa niepodległości Polski nie istniała. W 1947 roku uroczyście odsłonięto pomnik innego „bohatera” PRL, Feliksa Dzierżyńskiego, który zajął honorowe miejsce w głównej alei. I żeby godnie go pochować, usunięto stojący na osi cmentarza pomnik ofiar wojny polsko bolszewickiej. Film Marka Widarskiego mówi o poległych i żyjących, którzy pamiętają. To piękni, mądrzy i uczciwi, pięknym językiem mówiący, jeszcze żyjący świadkowie. „Nie można zapominać o ludziach, którym się zawdzięcza wolność”.

Pamięta o nich pułkownik komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, Wiesław Poczmański, który zawiadamia Władysława Kałudzińskiego, represjonowanego działacza “Solidarności” w stanie wojennym: „Z pełną świadomością i rozmysłem zwalczałem takich jak pan”
Bożena Ratter

Related Post