Września. Moja rodzinna miejscowość w Wielkopolsce. 9 rano. Wchodzę spokojnie na dworzec kolejowy (typowy, trochę odnowiony, ale byle jak, a generalnie obskurny i martwy). Mam zamiar udać się do stolicy, a więc zaistniała konieczność nabycia stosownego biletu. W zasadzie jedyna…
Czytaj dalej