Skwer w Warszawie

11 lipca 1943 roku, tego jednego dnia, który stał się symbolem ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, Polacy zostali zaatakowani i wymordowani, w liczbie kilku tysięcy, w 100 miejscowościach. Masakra w 4 kościołach nie ominęła kapłanów. Mordowali członkowie OUN-UPA przygotowywani do zaplanowanej dużo wcześniej eksterminacji ludności, najpierw żydowskiej a potem polskiej, oraz sąsiedzi.
Uroczystość poranna na Skwerze, przy pomniku 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, upamiętniająca tragiczne wydarzenia, które miały miejsce 69 lat temu na Wołyniu, odbyła się pod patronatem Kresowego Serwisu Informacyjnego. Wśród zaproszonych gości był delegat Dzielnicy Żoliborz oraz przedstawiciele wielu środowisk, reprezentujących tych, którzy zorganizowali samoobronę mordowanej ludności cywilnej i walczyli o niepodległą Polskę z trzema okupantami w czasie II wojny światowej. Muzyczną oprawę zapewnił Paweł Piekarczyk wykonując swe wspaniałe ballady o bohaterach, żołnierzach Armii Krajowej. Pani Ewa Siemaszko zainicjowała modlitwę za wszystkie ofiary tego okrutnego ludobójstwa, bezbronną ludność cywilną, żołnierzy, którzy jej bronili i ludność ukraińską, która udzielała pomocy Polakom. Modlitwą zostali objęci również oprawcy, którzy zobaczyli swój błąd i chcieliby przeprosić.
A przede wszystkim na Skwer Wołyński przybyli żyjący jeszcze świadkowie historii.
W poczcie sztandarowym, wśród młodych, stoi na baczność, uśmiechnięta Pani Eugenia Borkowska. Na pytanie skąd tyle sił i witalności odpowiada:, „ bo ja byłam żołnierzem, prawdziwym żołnierzem.” Ta krucha postać wzbudza we mnie wzruszenie. W 1943 roku ma 21 lat, brat starszy o 3 lata jest w Kedywie, drugi, młodszy brat również jest żołnierzem 27 Dywizji Wołyńskiej. Dostał się do niewoli niemieckiej i po wojnie nie wrócił do Polski. Los był dla niego łaskawy, niemaltretowany przez UB, nieskazany na kilka lat więzienia w PRL a potem na nędzę jak inni „wyklęci” bohaterowie walczący o niepodległość Polski i Europy. Więzienie nie ominęło ani Pani Eugenii, która miała odwagę powiedzieć, iż walczyła po to, byśmy nie stali się kolejną republiką Związku Radzieckiego, ani obecnego na skwerze żołnierza 27 Dywizji Wołyńskiej, Stanisława Maślanki, który spędził w więzieniach PRL kilka lat.
Zygmunt Maguza ze wzruszeniem opowiadał o swojej ucieczce przed ukraińskimi oprawcami. Jego ojciec, oficer Wojska Polskiego, brał udział w kampanii wrześniowej a 10 lutego 1940 roku został zesłany wraz z żoną i córką w głąb Rosji. Samotny Zygmunt ukrywał się nocą, a w dzień troszczył się o gospodarstwo rodziców, aby mogli do niego wrócić. W 1943 roku ukrywał się w różnych miejscowościach i był świadkiem makabrycznych morderstw dokonywanych na Polakach.

http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/uciekajcie-morduja

Wspaniali żołnierze 27 Dywizji Wołyńskiej, jedyni obrońcy bezbronnej, osamotnionej ludności cywilnej, jeśli przeżyli, byli szykanowani przez kolejne władze III RP. Tak jak żołnierze legalnych formacji wojskowych II RP, żołnierze NSZ i Armii Krajowej.
Obecni na Skwerze świadkowie, w lipcu 1943 roku jeszcze dzieci, wciąż pamiętają i płaczą. Czy można zapomnieć, gdy ojciec, tuląc do piersi dziecko i uciekając z nim przez pola, usprawiedliwia się: „chciałem cię uchronić, ale widzę, że może mi się to nie udać?” I na pytanie dziecka: tatusiu, dlaczego ci ludzie, którzy leżą na łąkach nie uciekają tak jak my, odpowiada:, bo oni już nie żyją…
Czy można zapomnieć, że trzeba było przytulić się do ściany, w kącie pokoju, i tkwić tam nieruchomo przez cały dzień? Bo to był pokój wybawicielki, Ukrainki, która pozwoliła się ukryć?
Czy można zapomnieć ostrzeżenia ukraińskich sąsiadów : jeszcze pożyjecie, was później zlikwidują?

Nie dostrzegłam na Skwerze przedstawicieli władz państwowych ani wiodących mediów. W kalendarium porannej, radiowej prasówki usłyszałam o 71 rocznicy wydarzeń w Jedwabnem i 17 rocznicy wydarzeń w Srebrenicy. Może skierowali swe oczy właśnie tam?.A może wybrali się, obejrzeć „ prawdziwy dramat, który rozgrywa się jednak vis-a-vis artystki, na krześle przeznaczonym dla publiczności” – cytat z Przekroju nr 28/29. Cytat pochodzi z artykułu Stacha Szabłowskiego o tytule:
„Świątynie tracą na popularności, ale ponowoczesny lud gotów jest czcić artystów. Na polskie ekrany wchodzi właśnie film, który przedstawia wyjątkowo histeryczny przypadek takiego kultu- kapitalny dokument Matthews Akersa o wystawie Mariny Abramovic.”
Czytam w artykule o Marinie, “światowej sławy” (?) 66-letniej performerce, „której sprawność fizyczna budzi respekt.” Wystawia ona publiczności swoje ciało, które jeszcze wcześniej „wystawiła na ciężkie próby. Cięła je nożami, pozbawiała powietrza, zmuszała do skrajnego wysiłku, wydawała na pastwę płomieni, lodu (…).Na wystawie w salach MoMA, ubrana w długą suknię, codziennie siada na krześle. Naprzeciwko ustawione jest drugie krzesło-dla zwiedzających. Ludzie przychodzą, siadają, a wtedy artystka patrzy im w oczy. Akers pokazuje w filmie, jak cierpi fizycznie performerka, która przez wiele godzin nie je, nie pije, nie odzywa się, nie korzysta z toalety i trwa w kompletnym bezruchu. Każdy dzień jest trudniejszy od poprzedniego, a wystawa długa. Zwiedzający przyjeżdżają z całego świata by wzruszać się cierpieniem performerki.”

Czy Marina pracując nad swoim ciałem, jako tworzywem body art nurtu, chciała utożsamić się z mordowanymi w czasie ludobójstwa na Wołyniu? Czy tnąc ciało nożami chciała powiedzieć: patrzcie na mnie, bo w moich oczach zobaczycie cierpienie fizyczne tych, z których zdzierano skórę, odcinano nożem członki, przepoławiano piłą, przebijano na wylot sztachetą, wieszano za nogi na drzewie, pod którym rozpalano ogień?A może chciała pokazać cierpienia kapłana, związanego drutem kolczastym i ciągniętego drogą za koniem?
Czy patrząc w oczy „zwiedzającemu” chciała wyrazić cierpienie siedzącego na krześle ( często na nodze krzesła), przy ostrym blasku lampy, naprzeciwko zbrodniarza w katowniach UB ? A może cierpienie tych, którzy zamykani przez UB w karcerze wielkości dużej dziury, tkwili tam nago, w bezruchu, przez kilka dni, we własnych odchodach?

Apeluję do władz, mediów i pozostałych rodaków, aby nie wydawali niepotrzebnie na podróż do sal MoMA, wystarczy rozejrzeć się, popatrzyć w oczy, wśród nich są oczy ofiar i zbrodniarzy. Oczy i okaleczone ciała.
Artystów czczono odkąd pamiętam. Tłumy wielbicielek jeżdżące za chłopcami z Liverpool, spazmy i darcie odzieży na koncertach. Wędrówki „ludu” z całego świata na cmentarz Père-Lachaise w Paryżu gdzie został pochowany Jim Morrison.

Nawet na Ursynowie w latach 80-dziesiątych grupa młodych dziewcząt koczowała przed klatką bloku, w którym wynajmowali mieszkanie chłopcy z zespołu. I nie był to czas, gdy świątynie traciły na popularności, to był czas, gdy Michnik czy Kuroń chętnie spotykali się w kościele.

To może i Jana Kiepurę zaliczyć do ludu ponowoczesnego, jeśli za „Body art Nurt” uznać ciało Miss Polonia. Dla uczczenia Zofii Batyckiej, Miss Polonia 1930, wykupił wszystkie kwiaty w kwiaciarniach Lwowa i rzucił jej do stóp! Ale ostrzegam redakcję Przekroju, wierzył i był patriotą. I proponuję motto dla artykułów gazety, słowa piosenki Młynarskiego:”Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio”.
Na szczęście są inne media, są ludzie myślący, wśród nich wspaniali młodzi!

Bożena Ratter

Podobne artykuły