„Karolina Lanckorońska urodziła się w XIX wieku, przeżyła cały wiek dwudziesty, będąc nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem wielu historycznych wydarzeń, czyniąc służbę dla Polski i nauki polskiej główną treścią swojego życia.”(cytat ze wstępu do „Wspomnień wojennych „ Karoliny Lanckorońskiej). Pochodziła z wielce wykształconej rodziny, z tego też tytułu przodkowie Karoliny piastowali urzędy państwowe w XVIII i XIX wieku nie tylko w Polsce, ale i w Europie, w Austrii. Zamiłowany historyk sztuki i kolekcjoner, Karol Lanckoroński (1848-1933) stworzył w Wiedniu jedną z najbogatszych, prywatnych galerii sztuki. „Związany tak bardzo z kulturą austriacką i niemiecką, dla kultury i nauki polskiej uczynił niezmiernie wiele. Za tę działalność został odznaczony przez rząd niepodległej Polski Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta”.
A jego córka, wychowana i wyedukowana w Wiedniu, w czasie I wojny światowej, gdy jej ojciec, Wielki Ochmistrz dworu habsburskiego przeżywał śmierć cesarza, jako 18-letnia dziewczyna zbierała z pasją legionowe fotografie, broszury i orzełki, sympatyzując z postacią „brygadiera „ Piłsudskiego. Przez pewien czas opiekowała się chorymi i rannymi żołnierzami polskimi w zakładzie rekonwalescencyjnym, (Faniteum), wzniesionym przez jej ojca ( za prywatne, nie publiczne pieniądze).
W okresie międzywojennym poświęciła się studiom nad historią sztuki, 13 stycznia 1936 roku, jednomyślną uchwałą Senatu Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie (polski uniwersytet w polskim mieście Lwów) została pierwszą w Polsce kobietą, która uzyskała habilitację z zakresu historii sztuki.
Gdy 1 września 1939 roku na Polskę napadli Niemcy, a 17 września 1939 roku napadli na Polskę Sowieci, Karolina Lanckorońska zachowała się inaczej niż gwiazda polskiej piosenki, oznajmująca publicznie „gdyby moja ojczyzna popadła w jakieś tarapaty, myślę tu o sytuacji zbrojnej, to ja natychmiast zostaję dezerterem. Nie zostaję sanitariuszką, nie schodzę do kanału. Pierwsza rzecz, jaką robię, to spierdalam po prostu”. Tylko dokąd uciekać gdy spadnie bomba atomowa?
Karolina Lanckorońska w styczniu 1940 roku złożyła przysięgę w lwowskim Związku Walki Zbrojnej, zaangażowała się w działalność Polskiego Czerwonego Krzyża a Rada Główna Opiekuńcza powierzyła jej opiekę nad więźniami w całej Generalnej Guberni (wszystkich narodowości i mniejszości). Zorganizowana przez nią akcja zbiorowego dożywiania w więzieniach, dostarczania paczek i innej pomocy dla ok. 27 tysięcy więźniów przyczyniła się do uratowania życia wielu aresztowanych. Nazwana przez H.Himmlera „szowinistyczną” polską hrabiną została umieszczona w obozie w Ravensbruck z numerem 16076.
Po wojnie, gdy „ojczyzna popadła w tarapaty, czyli dostała się we władanie komunistów” pozostała na zachodzie, gdzie w 1967 roku założyła Fundację Lanckorońskich z Brzezia wspierającą naukę polską. Od ponurej rzeczywistości, gdy nie mogła żyć tak jak chciała w komunistycznej Polsce jak wielu innych Polaków, uciekła do świata nauki i sztuki. Odziedziczoną po ojcu (z Rodu Lanckorońskich, jednego z wielu wspaniałych Polskich Rodów) kolekcję przekazała w 1994 roku na zamki w Krakowie i w Warszawie. Czuję się spadkobierczynią tej spuścizny i protestuję przeciw przekazywaniu jej w ręce prywatne, tak jak sprzedaje się inne dobra narodowe, które przekazali nam, wszystkim Polakom, wyrzucani z pamięci, wyśmiewani i obrażani przez obecne elity przodkowie.
Święto Niepodległości obchodzone 11 listopada to święto wszystkich, którzy przyczynili się do wolności Polski i jej kondycji. Święto i duma z tych, którym dane było przeżyć jak Karolina Lanckorońska i tych, którym podstępni wrogowie życie odebrali. Nie dajmy się zwieść pokrętnym interpretacjom tego terminu tworzonym na użytek obecnych władz przez sprytnych socjotechników.
Ulicą Ciszewskiego często przejeżdża ambulans z napisem „Krew Dar Życia” zmierzając w kierunku Instytutu Onkologii. Podejrzewam, iż hektolitry krwi tłoczone są ratowanym Polakom, którzy albo chorują albo ulegają wypadkom. Potencjalnymi odbiorcami są również młodzi ludzie, pędzący samochodami, latający szybowcami, paralotniami, szusujący na snowboardach, deskorolkach, kobiety rodzące dzieci czy poddające się zabiegowi aborcji.
W Dniu Święta Niepodległości, 11 listopada 2012 roku, w radosnej atmosferze, dumne, młode dziewczyny niosły transparent z napisem „Jedyna krew, jaką przelewam „ i rysunkiem zakrwawionej podpaski higienicznej. Życzę im, aby podczas porodu lub aborcji, lub choroby ich wodzów, lekarz miał w zasięgu ręki butelkę, do której swoją krew przelali honorowi dawcy krwi. Na szczęście inni młodzi ludzie jak np. studenci publicznych, warszawskich uczelni ustawiają się w kolejce do ambulansu, w którym pobiera się od nich krew.
Domagam się delegalizacji partii, której wiodąca rolą jest skazywanie podatnych „młodych ludzi, którzy dopiero uczą się nieprostej sztuki odróżniania sensu od bzdury – nieprostej, bo jedno i drugie spisane jest tym samym alfabetem, takimi samymi słowam” na getto niewiedzy a osoby wymagające pomocy medycznej na getto „ obojętności”.
Myślę nie tylko o partii, której sloganowy „Przepis na Polskę” widoczny na plakacie przy ulicy Herbsta wydaje mi się przepisem na zakalec.
15 listopada przy bloku Polinezyjska 7, o zmroku, na chodniku przed klatką, leżał bezdomny, próbował się podnieść. Poprosił o pomoc, wychudzony, lekki, udało się. A jaka była reakcja młodego, 30-letniego mężczyzny poproszonego o współpracę? „Trzeba zadzwonić na policję” i ucieczka do klatki. Bezdomny nie mógł się poruszać. Na szczęście Ursynowska Straż Miejska zgłoszenie przyjęła natychmiast. Jaka formacja ma wpływ na postawę eleganckiego i aroganckiego, 30-letniego człowieka, z jakiego regionu Polski przybył do Warszawy? Czy może jego dziadka, więźnia niemieckiego obozu w Polsce, Karolina Lanckorońska uratowała od śmierci głodowej dostarczając żywność?. Smutne jest to,że często i rodzice i nauczyciele są obojętni.
Bożena Ratter