„Klęska naszych armii w 1939 roku , z tym nieubłaganym wrogiem, który zabrał nam ojczyznę, zdeptał najświętsze nasze sprawy, była najbardziej tragicznym przeżyciem moich lat młodzieńczych. To było okropne, byłem 3 razy pod bardzo silnym bombardowaniem, te palące się, zwęglone szczątki ludzi, koni, sprzętu, to był straszny widok, ja byłem załamany, bliski samobójstwa. Gdy Armia Czerwona wkroczyła od wschodu do Polski, niestety, nie mogłem wystrzelić ani razu w kierunku nieprzyjaciela (wspominają bohaterowie filmu „Cichociemni” z 1989r.)
Wielu wędrujących pieszo lotników i żołnierzy wahało się przed przekroczeniem granicy, bo nie miało pewności, czy kiedykolwiek wrócą do ojczyzny….(…Niektórzy całowali biało-czerwone szlabany, inni ziemię. Prawie każdy brał ze sobą grudkę, kamyk albo kwiat-coś co przypominałoby mu ojczyznę –te wspomnienia spisali Lenne Olson i Stanley Cloud w „Sprawie Honoru”). Niebawem wróci do ojczyzny 316 spadochroniarzy, cichociemnych.
Dwaj kapitanowie opracowują koncepcję przerzutu do kraju specjalnie przygotowanych oficerów. Są przyjaciółmi, razem zdobywali maturę, pierwsze gwiazdki i dyplomy inżynierskie. Spotkali się we Francji. Maciej Kalenkiewicz z oddziału majora Hubala i Jan Górski uruchamiają operację, o jakiej nie wykładano w żadnej, wojskowej akademii. Latem 1940 pierwsi skoczkowie mają lądować w Polsce. Spośród żołnierzy polskich jednostek na przeszkolenie dedykowani są oficerowie o wysokim poziomie cnót moralnych i wojennych. 2613 kandydatów zgodzi się walczyć w okupowanym kraju ale tylko 579 uda się skończyć szkolenie
Przeznaczeni do dywersji rozpoczynali drogę do Polski kursem zaprawy fizycznej, minerskim, strzeleckim a nawet ślusarskim w odludnym zakątku hrabstwa w Szkocji. Wielu odpadło. Nieobecność na zajęciach usprawiedliwiało przypadkowe zranienie lub złamanie.Ledwo się dało wytrzymać , „ dosłownie czułem ile w człowieku jest mięśni, ścięgien bo każda ta cząsteczka bolała, nie mogłem jeść tylko piłem, wieczorem kładłem się na łóżko , przyciskałem twarz do poduszki i myślałem, byle przetrzymać, tylko przetrzymać, byle się nie zbłaźnić. Każde poranne wstawanie to była męką a zresztą trzeba było rano wyskakiwać z pierwszego piętra :-)”… spali na materiałach wybuchowych. Stefan Majer kierował polską szkołą wywiadu, „ gdy oficer wywiadu sięga po broń, to w tym momencie się kończy, naszą bronią powinny być zawsze szare komórki”. Kurs bytowania w terenie o własnych siłach mając tylko zapałki, kawałek drutu, płachtę. (poradnika Bear Grylls nie mieli). Przeżyć trzeba w górach, nad oceanem, stawiać sidła (galerii handlowych jeszcze nie było).
Od maja 1942 kursy dowódców dywersji przejmuje major Hartman. Minimum teorii, maksimum praktyki, obiektami akcji dywersantów były angielskie fabryki, lotniska, urzędy. Opanowywano je, zakładano ładunki, wykradano polecone przedmioty często działając w przebraniu kobiecym. Policja nie była powiadamiana o szkoleniowym charakterze przeprowadzanej akcji, w razie wpadki kursant oddawał oficerowi policji kartkę z telefonem, ale oznaczało to krzyżyk w notesie dowódcy. Trzy krzyżyki eliminowały z kursu. Skoczkowie opanowali prowadzenie różnych pojazdów, w tym niemieckich wozów bojowych. W ośrodku polskiej brygady spadochronowej pod Leven w tzw. Małpim Gaju był napis umieszczony nad bramą między narysowanymi na linie dwiema małpkami, ”szukasz śmierci, wstąp na chwilę”.
„Gdy pierwszy raz zobaczyłem ścianę o wysokości 4,20 i powiedziano mi, musisz przeskoczyć z rozbiegu, podrapałem się i pomyślałem, że nigdy tego nie przeskoczę”. Przemyślny tor zaplanował Generał Sosabowski, jego metody szkolenia spadochroniarzy z niewielkim zmianami stosuje się do dzisiaj . W ośrodku generała Sosabowskiego zbudowano pierwszą w imperium brytyjskim wieżę spadochronową. Jeszcze po wojnie uczestnicy tego kursu na komendę „go” zrywali się do skoku spadając z fotela.
Pod okiem Jana Górskiego 6 tygodni przechodzili kurs zamiany oficerów w szereg obywateli generalnej guberni (zmiana tożsamości na tzw. „legendę”) , wyrywani z nocnego snu przez instruktora na pytanie „jak się nazywasz” musieli podawać dane nowej, wyuczonej tożsamości.
Blisko 100 cichociemnych stanie do boju o wyzwolenie stolicy, bez nich walka polskiego podziemia nie byłaby tak skuteczna. Na Wołyniu cichociemni zorganizują samoobronę Polaków przed sąsiadami, którzy swą wolność dostrzegli w śmierci obcoplemieńców, będą bronić ludności polskiej przed trzema okupantami jednocześnie . Ścigali ich Niemcy i kolaboranci litewscy, ukraińscy, białoruscy a po wojnie „swoi”, polscy funkcjonariusze UB. Zaatakowanie Polski 17 września 1939 roku przez sowietów to kontynuacja antypolskiej polityki prowadzonej od 1932 roku, „apogeum tej polityki nastąpiło w latach 1937 -1938″. Aresztowano wtedy ponad 200 tys. z liczącej wg spisu ze stycznia 1937r, 635. tys. osób polskiej diaspory (Tomasz Sommer).
„Przed wkroczeniem wojska sowieckiego do Polski Ukraińcy zaczęli napadać na ludność polską. W mieście Ukraińcy z bronią, z którą nie umieli się obchodzić strzelali do żołnierzy polskich i ludności cywilnej. Polacy widząc to poczęli rozbrajać bandy ukraińskie które grasowały po miastach i wsiach zabijając Polaków. Gdy pierwsze oddziały sowietów wkroczyły do miasta wszystko się uspokoiło. Żydzi i Ukraińcy witali wojska sowieckie w następujący sposób, rzucając kwiatami na tanki i żołnierzy, całując czołgi, krzycząc, uściskanie się wzajemne. Wypuścili też więźniów politycznych, złodziei, bandytów. Ci ludzie zostali urzędnikami, policjantami, komisarzami. Policję, wojsko polskie aresztowano, aresztowano podejrzanych i bogatych, domy ich likwidowano a rzeczy zabierano. Żydzi podpłaceni wydawali Polaków, u podejrzanych robili rewizje. W roku 1940 w lutym zaczęły się pierwsze wywozy ludności cywilnej. Jak widziałem, wieziono ludzi w zimie, było bardzo zimno, ludzie płakali a oni nie zwracali uwagi. Mnie wywieźli 13.04.1941.” (Jan Tomasz Gross „W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali”).
Antypolska akcja OUN –UPA Bandery do końca 1943 roku pochłonęła około 60 000 ofiar (Wiktor Poliszczuk, ukraiński historyk , w książce „Potępić UPA” liczbę ofiar w latach 1943-1944 ocenia na 120 000). Główne zadanie tej akcji to fizyczne zniszczenie polskiej ludności. Wspomina Eugeniusz Pindych, pseudonim „Słoń”, żołnierz 27 WDP AK : „w 1943 roku kiedy zaczęły się rzezie na Ukrainie w polskich wioskach, które były zagrożone, tworzone były oddziały samoobrony, jakie tam oddziały, właściwie jakiś jeden karabin, chodzili nocą i obserwowali.” (film 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK) . Po wiosennych, zmasowanych atakach UPA ruch samoobrony wzmógł się, po fali ataków z lipca i sierpnia wyszedł rozkaz okręgu wołyńskiego o tworzeniu pierwszych oddziałów partyzanckich AK by wspierać oddziały samoobrony występujące w obronie ludności cywilnej. W połowie lipca 1943, cichociemny, Władysław Kochański, kpt. „Bomba” zorganizował na polecenie dowództwa blisko 500-osobowy oddział partyzancki, który operował w rejonie Huty Starej w powiecie kostopolskim, gdzie mieściła się baza polskiej samoobrony. Trzon oddziału stanowili dawni obrońcy Huty Stefańskiej gdzie schroniło się około 5000 Polaków. W ciągu następnych pięciu miesięcy oddział „Bomby” stoczył w powiecie kostopolskim szereg potyczek z oddziałami UPA, ratując tysiące Polaków od śmierci z rąk upowców. Prowadził również walkę z Niemcami współpracując niekiedy z sowiecką partyzantką, w tym ze słynnym oddziałem Kowpaka.
Przebraże to miejsce największej samoobrony w okresie walk z UPA, (podobnych było około 100), kilkuset ludzi dobrze uzbrojonych, w końcu sierpnia 1943 roku wieś się obroniła.. „U nas spalili wszystko musieliśmy uciekać, wujenka była Polką, wujek Ukrainiec, gdy rano posłyszeli i zobaczyli, że palą i strzelają, zaprzągł konie i zabrał mnie i wujenkę do Przeraża.
Tu całe lato pod szałasem ,bardzo dużo, 25 000 ludzi, koło każdej chatki po 5-10 baraków. Takie większe zgrupowanie szałasów i domów zwane było „warszawa” bo wyglądało jak miasto. Przebraże obroniło się okrążone dookoła, bo Cybulski wiedział, że nie da rady sam , posłał gońca po pomoc do partyzantów sowieckich, pomogli. Dookoła 10 km wszystko spalone, tam nikt nie żyje, pozarastane krzakami”- wspomina świadek tamtych wydarzeń.
Na przełomie 1943/1944 okręg wołyński AK stał przed kolejnym, bardzo ważnym wyzwaniem. Do przedwojennych granic Rzeczypospolitej zbliżała się armia sowiecka (w kwietniu 1943 roku rząd sowiecki zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem generała Sikorskiego), przed rządem stało pytanie, jak będą się zachowywać jednostki sowieckie po przekroczeniu tejże granicy, Do przekroczenia granicy doszło 4 stycznia 1944 w okolicach Rokitna.
Rozkazy o powołaniu 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK zostały wydane 28 stycznia 1944 w miejscowości Suszybaba. Pierwszym dowódcą został pułkownik Kazimierz Bąbiński ps. Luboń, od 11 lutego 1944 roku został zmieniony przez Jana Wojciecha Kiwerskiego ps. „Oliwa”. Kapitan Michał Fijałka opisał „dzień po dniu” szlak bojowy Dywizji: „Działania bojowe na Wołyniu, na Polesiu i na Lubelszczyźnie. Kto zdobył Turzysk 20 III 1944 r., Turopin 22 III 1944 r. Lubartów na Lubelszczyźnie. Po przeszkoleniu, cichociemny Michał Fijałka, w nocy ½ września 1942 r., został zrzucony do okupowanego kraju. Walczył w „Wachlarzu” i brał udział w odbiciu swoich kolegów cichociemnych z więzienia w Pińsku – 18 stycznia 1943 r. Mianowany przez Komendę Główną AK na zastępcę Inspektora Inspektoratu Rejonowego AK Kowel na Wołyniu, trafił „na zastygły wulkan” aby bronić polskiej ludności przed ukraińskimi nacjonalistami
i tworzyć 27 WDP AK. Z opracowania kapitana Michała Fijałki, „Kawa”, „Wieśniak”, „Sokół”, poznamy genezę Dywizji – nazwa nawiązywała do stacjonującej przed wojną w Kowlu 27 dywizji piechoty. Oddziały Armii Krajowej i oddziały samoobrony polskiej trwały na straży polskości na Kresach i dokumentowały tą przynależność aż do lat 50., tocząc nierówną walkę z bolszewicką okupacją i sowietyzacją tych ziem.
A co było potem z młodymi, pozbawionymi rodzin, domów,majątku, dostatniego życia prowadzonego do dnia wybuchu wojny?
„Najpierw zostałem uwięziony w Łucku przez organa miejscowego MGB– dowódca obejrzał orzełka legionowego i powiedział po rosyjsku : ładny ptaszek ale on drań, patrzy od morza do morza. Otrzymaliśmy wyroki śmierci , nas utożsamiono z agresorami , w czasie święta zakończenia wojny to ja znajdowałem się w drodze, w wagonach bydlęcych przewożony z obozu pod Kaniowem . Sowieci raptownie zatrzymali pociąg i konwój zaczął strzelać na wiwat, krzycząc „wojna się skończyła!”. Więźniów bardziej obciążonych wywieziono do obozu w środkowej Syberii na terenie Tejszetu, tam zaczęliśmy budować kolej BAM. 2 razy mogłem najeść się do syta chleba a po 4 miesiącach statkiem na Kołymę”- wspomina w filmie cichociemny Kopisto Wacław. Długo męczyły go koszmarne sny, że tylko kolegów zabrano a jego pozostawiono w obozie, wrócił do Polski w 1955 roku. „Gdy wróciłem, dowiedziałem się, że jestem Zaplutym Karłem Reakcji, zostałem zaaresztowany i groziła mi kara wiezienia”.
Inny cichociemny, osobisty klient Różańskiego wspomina kopanie w podbrzusze, walenie pałką w pięty, „raz poczułem nienawiść gdy stojący obok Różańskiego, pułkownik radziecki dotknął pleców zajętego Różańskiego i powiedział z troską : niczego, da spokojno. Okazał serdeczność : nie bij go tak, bo bardzo się zmęczysz …ta obłuda i perfidia, ta cholerna perfidia wschodu”. „Kiedy transport wylądował we Wronkach, zimą, na śniegu, na dużym dziedzińcu, kazano nam się rozebrać do naga i biegiem, szpalerem do wiezienia, gdy ktoś się przewrócił – bito, jak Niemcy w szpalerze do Oświęcimia. Na powietrze nie wyprowadzono przez rok, chleb niewojenny rzucony nie przez nieprzyjaciela ale wroga”.
Wykańczano tysiące, ujawnienie nie dawało bezpieczeństwa. Pytali : „Gestapo nas gnębiło a teraz wy nas gnębicie?”. A jaka padała odpowiedź? „Strażnicy: za mało was gnębili, za mało, pułkownik Skulbaszewski- wy tu zgnijecie bez sadu i nigdy nie wyjdziecie, prokurator Banaszek- zapluty karzeł imperializmu angloamerykańskiego, kara dożywotniego wiezienia. Czuło się jad nienawiści.”
„Było nas tych wrogów 76 oficerów, 37 wyroków śmierci, 19 wykonanych. Z biegiem czasu zrozumiałem, że muszę być dla jakiegoś celu skazany, dzisiaj wiem : dla absurdu który kosztował morze krwi. Kiedy myślę jak wielu z nas zostało straconych bezpowrotnie dla kraju w sposób często podły, jest ta gorycz we mnie, bo naród mało się przejmował swoimi synami, którzy poświecili swój młody wiek dla nich”.
Kolejne pokolenie zawdzięczające wolność tej szlachetnej postawie polskiej elity, ma jeszcze szansę pokłonić się i podziękować niewielu żyjącym. Pamiętać o przeszłości i jej nietuzinkowych bohaterach i chwalić się nimi przed światem tak, jak czynią to inne narody. I nie dajmy sobie wmówić, że pamięć o nich określa naszą przynależność partyjną czy ideologiczną, jest ona wyłącznie wynikiem naszej moralności i etyki. Jestem zawstydzona postawą rządzących Polską 70 lat, bez przeprosin, bez rekompensaty dla podle zniszczonych milionów Polaków. I te apanaże wypłacane do dzisiaj tym, którzy krzywdzili, ich niepracującym żonom i potomkom.
W niedzielę, 26 stycznia br. w Katedrze Polowej Wojska Polskiego sprawowana będzie uroczysta Msza św. w 70. rocznicę utworzenia 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. A 1 lutego 2014r. odbędzie się z tej okazji konferencja: akcja „BURZA” na Kresach Wschodnich – jej specyfika i znaczenie, z udziałem uczestników wydarzeń i ich rodzin oraz historyków. Podczas spotkania zostaną zaprezentowane filmy dokumentalne oraz zdjęcia z prywatnych archiwów weteranów 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej.
1 lutego 2013 r (sobota), godz.11
Centrum Prasowe FOKSAL
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Przy ul. Foksal3/5 w Warszawie
Bożena Ratter