Wielkopolscy posłowie łakną pieniędzy

Według wizji nakreślanej przez  władze naszego kraju  żyjemy w czasach poważnego kryzysu i rosnącego zadłużenia (oczywiście zesłały go nam jakieś nieznane ufoludki, albowiem, rząd kompletnie w niczym tu nie zawinił). Remedium na to są oczywiście oszczędności. Jako wolnorynkowiec byłbym w stanie zrozumieć konieczność ograniczania wydatków oraz kosztownych reform. Ale w Polsce, od co najmniej 4 lat żadnych reform nie widzę (co może i dobrze, bo jak już jedną próbowano wprowadzić to do dziś nikt nie wie czy dostanie lekarstwa w aptece czy nie). Nie bardzo też pojmuję, dlaczego walka z kryzysem musi się wiązać z podwyżkami podatków, emisją pustego pieniądza, przy jednoczesnym podarowaniu przez piszczącą z biedy Polską wielkich kwot z rezerwy NBP, ku uciesze państw bogatszych oraz gigantyczny wzrost biurokracji i jej etatów (za rządów PO ok. 60 tys. nowych miejsc dla urzędników).

I chyba w tej filozofii (nie należy oszczędzać na władzy) mieści się przyznanie na początku roku, przez Sejmową Komisję Regulaminową i Spraw Poselskich, kancelarii Sejmu i Senatu zwiększonej kwoty na obsługę działalności parlamentarzystów. W dobie zaciskania pasa, szanowni posłowie chcą sobie przyznać dodatkowo ok. 500 zł miesięcznie więcej np. na swoje biura (teraz będzie to już kwota rzędu 12150 zł miesięcznie). W Wielkopolsce z radością przyjmują takie pomysły np. posłowie SLD Tadeusz Tomaszewski i Romuald Ajchler. Są niezwykle zabiegani, posiadają wielką sieć swoich biur, w których pochylają się na sprawami biednych obywateli, wydają ogromne kwoty na paliwo. Rozumiem, że od samego widoku posła już się danemu obywatelowi robi lepiej. Wypłacze się w rękaw, a pan poseł, zamiast budować sprawnie funkcjonujące państwo, z radością nam oznajmia, że zajmuje się sprawami pojedynczych obywateli. I oczywiście, aby te sprawy im załatwić, pierwej musi z nich, w ramach różnych podatków, wydusić jeszcze parę groszy więcej. Pewnie będzie im po tej kuracji gorzej, więc znów przyjdą i znów zostaną przyjęci z sercem na dłoni. Jak na lewicę przystało. Cyrk na kółkach. Ciekawe tylko ile ten biedny wyborca musi pracować, aby zarobić tyle ile kochający go poseł wpompowuje miesięcznie w swoje biura? Rok, czy więcej?

Na koniec przypominam szanownym posłom, bo chyba zapomnieli, albo w ogóle nie wiedzieli, że oni nie mają biegać po okręgach wyborczych i gasić pożarów w każdym domu (tym świetnie i znacznie skuteczniej od parlamentarzystów zajmie się samorząd lokalny, jeśli tylko posłowie zechcą wreszcie dokonać decentralizacji państwa), ale stanowić w Sejmie takie prawo i tak ułożyć funkcjonowanie państwa, aby żaden petent nie miał, czego szukać w biurach poselskich. Ale wiem też, że to całe tłumaczenie to pic na wodę, albowiem, tu nie chodzi o pochylanie się nad problemami ludzi, ale budowania swojego elektoratu na kolejne wybory. Biura poselskie to delegatury wyborcze nieprzerwanie pracujące na zysk wyborczy za każde kolejne 4 lata. Więc nie można na nich oszczędzać. Kto by zaryzykował poselski stołek? Demokracja to jak słusznie zauważali już starożytni filozofowie, nie jest żaden system polityczny. To jest ciągły plebiscyt, w którym nie ma czasu na rządzenie.

 

dr Bartosz Józwiak

Prezes Unii Polityki Realnej

Podobne artykuły

One thought on “Wielkopolscy posłowie łakną pieniędzy

  1. sf45

    To jakaś masakra… my mamy zaciskać pasa aż do kręgosłupa a oni co? Kto ich wybierał? O co tu chodzi?

Comments are closed.